niedziela, 6 listopada 2011

Ekspresjoniści dźwięku

W zeszłym tygodniu swoja trasę po Polskich klubach zakończył niezwykły duet. Po ich koncertach twierdzenie, że jazz trzeba rozumieć, żeby polubić jest podwójnie bezzasadne. Mieszkańcy Krakowa, Poznania i Warszawy mieli okazję na własne uszy przekonać się co można wyczarować, mając do dyspozycji saksofon i perkusję, zadbali o to Ken Vandermark i Paal Nilssen-Love.

Ich kameralny występ w warszawskim klubie "Powiększenie" był jednym z lepszych koncertów, muzycy prezentują poziom godny pozazdroszczenia.

Improwizacje tworzone na oczach publiczności naprawdę czarują nie tylko ze względu na sposób wykonania i lekkość z jaką są kreowane. Tych dwóch artystów tworzy, nie mając do dyspozycji nic poza instrumentami, swoiste show.

Nilssen swoją mimiką i ekspresją porywa tak samo jak muzyką. Wpatrzony w jeden punkt werbla sprawia wrażenie, jakby skupiał się na czytaniu jakiejś pasjonującej powieści, zasłuchany w dźwięki saksofonu, po czym nagle odrywa się od niej i podchwytuje momentalnie rytm. Przetwarza go, podrzuca leżące gdzieś dookoła siebie części perkusji, zmienia co chwila pałki perkusyjne niczym rekwizyty i zachowuje się niemal jak opętany pasją tworzenia malarz ekspresjonista. Oglądając go i słuchając jednocześnie ma się wrażenie, że na naszych oczach powstaje obraz z ostrych pociętych fragmentów dźwięków układanych w collage.

Vandermark z kolei - bardziej statyczny, ale za to dźwięki, które wydaje z saksofonu są porywające. Cały staje się skoncentrowanym strumieniem powietrza przenikającym instrument. Jego improwizacje wcale nie przesadnie zyskały miano najbardziej twórczych na chicagowskiej scenie. Dowodem na to jest także przyznana mu w 1999 r. nagroda McArthura oraz kilkadziesiąt nagranych płyt w tym m.in. z polskimi muzykami - Marcinem i Bartłomiejem Olesiami.



iza13

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz